menu

Ten wszechobecny populizm

Rozmowa z Kubą Gawkowskim i Stanisławem Rukszą

Aleksandra Ska, Jestem wkurwiona, rzeźba, 2018, fot. Anna Konopka

Z Kubą Gawkowskim i Stanisławem Rukszą, kuratorami wystawy prezentowanej w ramach Biennale Warszawa, o chodzeniu na skróty rozmawia Bogna Świątkowska

Skip the line? Skąd ten tytuł?

Kuba Gawkowski: To hasło, którym posługują się agencje turystyczne na wszystkich kontynentach – za drobną opłatą można ominąć kolejkę i wejść do upragnionej atrakcji szybciej. Dla nas jest to także metafora, oferta czegoś, co sprawi, że pojedyncza osoba może wyprzedzić innych.

Stanisław Ruksza: Chodzi o coś, co jest symptomatyczne dla naszych czasów, mianowicie o drogę na skróty. Płacenie za uzyskanie czegoś w skrótowy sposób, który z jednej strony jest niesprawiedliwy, a z drugiej niekoniecznie w ogóle możliwy albo prawdziwy. Bardzo lubię zdanie Williama Blake’a, że „ścieżki bez skrótów są drogami geniuszu”. A hasło Skip the line przeniesione na inne sfery życia – egzystencjalną, ekonomiczną, polityczną – zdaje się proponować oszukańczą drogę na skróty. Nasza wystawa traktuje o populizmie jako głównej cesze naszych czasów – nie tylko w sferze ekonomii i polityki, ale w ogóle cesze różnych sposobów myślenia.

Dlaczego według was w dzisiejszym świecie ta technika życia czy przetrwania jest tak uwodząca?

KG: Opowiadamy o świecie, w którym populizm rządzi wszystkimi dziedzinami życia, nie da się od niego uciec. Rzeczywistość zbudowana przez populistów jest jak gra komputerowa albo planszowa, gdzie przy odrobinie szczęścia można ominąć kolejkę.

Wpisujesz kod, który ktoś ci podrzuci, i jesteś w innym miejscu tej gry.

KG: Dokładnie!

Mnie najbardziej interesuje ten nasz wewnętrzny populista. W którym momencie ulegamy pokusie, chociaż wiemy, że to źle?

SR: Ulegliśmy czy ulegamy, bo przyjęliśmy czarno-biały sposób myślenia. Dotyczy to różnych obszarów. Na przykład baniek w społecznościach internetowych, kiedy bez instancji czyśćca, czyli dogłębnego przemyślenia czegoś, lajkujemy czy wydajemy werdykty tak jak nasza grupa społeczna. Peter Sloterdijk w Krytyce cynicznego rozumu pisze właśnie o instancji czyśćca, która dzisiaj by się przydała. Oczywiście nie z punktu widzenia teologicznego, ale właśnie filozoficznego: czyściec jako zawieszenie sądu. Do połowy XX wieku we wszystkich obszarach myślenia funkcjonowały wielkie narracje, które stawiały wielkie obietnice: przebudowy systemu społecznego, zbawienia itp. A dzisiaj istnieje tylko możliwość małej obietnicy, bardzo doraźnej, bardzo szybkiej. Dlatego populiści są w stanie dać tylko małą kiełbasę, małą rybę zamiast bezużytecznej wędki oferowanej przez neoliberałów.

Wasza wystawa porusza także kwestie tego, czego te obietnice dotyczą. Jakie argumenty dziś uwodzą? Co jest tą kiełbaską?

KG: Naszym punktem wyjścia był sposób, w jaki składane są wszechobecne obietnice: te reklamowe i te polityczne. Spoglądamy na nie na poziomie emocji, bo to na nich opiera się populizm. Głównie emocji pozytywnych, bo tak jak w przypadku reklamy przekaz zawsze musi być zachęcający. Nawet jeżeli populiści kojarzą się nam z dzieleniem społeczeństwa, atakami i oskarżeniami, to za populizmem zawsze idzie jakaś pozytywna obietnica. A jeżeli pytasz, o jakich konkretnie obietnicach mówimy, to mówimy na przykład o transformacyjnej obietnicy sukcesu, która zawiodła, ale nadal jest powtarzana jak mantra. Mówimy o obietnicy komfortu ekonomicznego, ale też o pozycji społecznej.

SR: Te obietnice są zresztą całkowicie niewymierne. Zobaczmy główne przykłady używane ostatnio: sukces – neoliberalne pojęcie; godność – która dzisiaj się bardzo często pojawia; i sprawiedliwość. To są elementy w żaden sposób nie wymierne, są jedynie emocją. Sprawiedliwość, odwrotnie do prawa, jest sferą emocji.

Biennale Warszawa, w ramach którego prezentowana jest wasza wystawa, zainteresowane jest przyszłością. W jakiej relacji jest przyszłość wobec populizmów? Na pewno w ścisłej, ponieważ wszystkie te obietnice dotyczą przyszłości. Ale czy w takim ujęciu przyszłość jest w ogóle doganialna? Czy przyszłość w populizmach przychodzi?

SR: Ta przyszłość jest bardzo krótkoterminowa. To nie jest przyszłość taka jak przy wielkich narracjach, które odwoływały się do kompletnej przemiany świata. Tutaj mamy obietnicę, która bardzo szybko ma zostać spełniona. Rozmawialiśmy o tej wystawie z Pawłem Wodzińskim, który przywołał pewien zabieg marketingowy używany przez Berlusconiego, mianowicie hasło „wklęsło-wypukłość”. On mówi swoim pracownikom: macie być wklęsło-wypukli. W zależności od tego, jak scena polityczna czy sytuacja ekonomiczna będzie się zachowywać, tak wy musicie się dopasować. Więc wszelkie zabiegi dotyczące polityki czy ekonomii, to są takie wklęsło-wypukłości społeczne.

Śledzicie zatem rozmaite narzędzia, z których składają się populizmy?

KG: Chociaż dziś kojarzymy populizm ze skrajną prawicą, to nie musi się z nim łączyć. Ważne, żeby patrzeć na populizm jako na dyskurs albo tzw. cienką ideologię, która, aby działać, musi być przyłożona do jakiegoś systemu wartości, ruchu politycznego. Sztuka jest przestrzenią, gdzie artyści mogą przyglądać się tej cienkiej ideologii na pewnym poziomie abstrakcji. Taki dystans służy zastanowieniu się, czy na przykład może istnieć dobry populizm i czy są sposoby, żeby stał się on czymś pozytywnym.

Ta niejednoznaczność pasuje do ogólnej wymowy waszej propozycji: nic nie jest tak proste, jak byśmy chcieli, żeby było. Czy moglibyście wobec tego przeprowadzić mnie i czytelników przez logikę doboru artystów, których zapraszacie do wzięcia udziału w tej wystawie?

SR: To „rozmowy” różnych dzieł, które układają się w zróżnicowany, a nie jednostronny obraz. Jest to wystawa mająca pewien horyzont, w którym prace korespondują ze sobą albo rozszerzają problem.

To rzeczywiście dodaje kolejne znaczenie.

KG: Zacznijmy od wielkiej niespełnionej obietnicy: modernizacji i doganiania zachodu. Na początku XXI wieku weszliśmy do Unii i za moment ten cywilizacyjny proces miał postąpić jeszcze dalej. Warszawa miała się stać drugim Berlinem, być w końcu w „lepszej” części Europy – demokratycznej, tolerancyjnej, zielonej. Dzisiaj wiemy, że ten linearny rozwój gdzieś po drodze zakręcił.

W stronę Budapesztu.

SR: Habermas ukuł pojęcie „nędza doganiania”: dawny Wschód goni dawny Zachód. Nasza wystawa głównie jednak odwołuje się do tych, którzy nie dogonili. Bo cała ta obietnica też była fantazmatem. Patrząc na skład, ta wystawa bardzo mocno odwołuje się do Europy Środkowo-Wschodniej.

KG: Chociaż populizmu nie da się zawęzić do konkretnego spektrum geograficznego, kontekst regionu jest dla nas istotny. Jedną z obietnic, które się nie spełniły na naszych oczach, był Majdan. O niewykorzystanej szansie tego ruchu na stanie się rewolucją społeczną opowiadają prace Davida Chichkana. Niektóre z poruszanych wątków sięgają jeszcze dalej. Na wystawie pojawi się na przykład poprzedzony kilkuletnim researchem projekt Szabolcsa KissPála, który rozebrał na czynniki pierwsze turanizm – mitologię węgierskich nacjonalistów. Węgrzy niemal od stu lat żyją narodową traumą traktatu w Trianon, dlatego nacjonalizm i obietnica powrotu Wielkich Węgier nadal działa tam tak mocno. Dla mnie pokazanie tej pracy w Warszawie jest ważne, bo węgierskiej sztuki pokazuje się u nas mało. Węgry szły podobną drogą do naszej i oczywiste jest, że powinniśmy patrzeć w tamtą stronę. Tak jak Niemcy, jak chciał Adam Szymczyk, kuratorując ostatnie 14. Documenta, powinny się uczyć od Aten, tak my w naszej sytuacji powinniśmy się uczyć od Budapesztu.

Jeśli uznamy populizm za zbiór pewnych cech językowych, zestaw trików, które mogą wykorzystywać zarówno politycy, jak i kampanie reklamowe, wówczas okazuje się, że językiem populistycznym mogą posługiwać się też artyści. Dla mnie artystą populistycznym jest na przykład Łukasz Surowiec. Bardzo cenię jego sztukę, ale działania, które podejmuje, często mają rys populistyczny – wskazują złowrogą elitę i Lud, który jest pokrzywdzony.

Jeszcze innym tropem, który znajdziemy w populizmie jako w dyskursie, jest oddanie owemu Ludowi całego swojego ciała i swojej osoby. „Ja jestem ludem” mówił Hugo Chavez. To metafizyczna sytuacja à la Dybuk, bo teoretycznie taki lider przestaje istnieć, oddaje swoje ciało i głos we władanie innym. W tym kontekście bardzo ciekawy jest projekt Joanny Rajkowskiej, która w rekonstruowanych zdjęciach wciela się w samobójczynie, oddając im swoje ciało.

SR: Samobójczynie Joanny Rajkowskiej to zarazem odpowiedź na łatwość wydawania sądów w owym czarno-białym świecie. Artystka nie ocenia, jest świadoma faktu, jak niewiele wiemy o kontekście, sytuacji i motywacji zamachowczyń i zawiesza sąd. Jej fotografie trawestujące z użyciem swojego ciała prasowe zdjęcia z zamachów, to gest próby zrozumienia na poziomie organicznym. Często jedynym możliwym, z którego nierzadko rezygnujemy. Zresztą w naszym stechnicyzowanym świecie, opartym na zapośredniczonych medialnie relacjach, na ten cielesny, somatyczny sposób jesteśmy też nieco zamknięci, pełni obaw, poblokowani.

KG: Oprócz klasyczek sztuki krytycznej – Rajkowskiej, Górnej czy Baumgart – mamy też artystki młodszej generacji. Adelina Cimochowicz przedstawi projekt o niedotrzymanej obietnicy komfortu i bezpieczeństwa ekonomicznego. Adelina pracuje z warszawskim środowiskiem lokatorskim, dosyć dotkliwie doświadczonym przez zmiany po 1989 roku.

Ciekawi mnie właśnie ta niejednoznaczność oceny populizmu. Niejednoznaczność jego niszczącej natury. Jeżeli populizm stał się powszechnie używanym na co dzień językiem, to musiał też przejść przemiany, które spowodowały, że rozpuścił się w codziennym użyciu. Czyli przestał być łatwo rozpoznawalny, stał się naszym codziennym towarzyszem. No i co wtedy? Nagle walka z populizmem staje się czymś bardzo niekonkretnym. Co zrobić w świecie, w którym populizm nie jest już anomalią, nie jest czymś, co się wydarza poza nami?

KG: Nauczyć mówić tym językiem. To najbardziej oczywista, a z drugiej strony najbardziej skomplikowana odpowiedź. Bo jeżeli populistyczny język oskarża elitę o to, że wykorzystuje większość pracującego społeczeństwa, to dziś wiemy, że na wielu płaszczyznach ten zarzut ma sens. Bernie Sanders był i jest politykiem populistycznym, bo żąda sprawiedliwszej dystrybucji kapitału, ale swoje postulaty opiera na liczbach, a nie na przesądach. Trzeba rozdzielić populizm, który nie zawsze musi być toksyczny, od rasizmu i ksenofobii, które zawsze będą szkodliwe.

To wróćmy do czyśćca i kwestii zawieszenia sądów. Populizm stawia pytania, na które można odpowiedzieć tylko tak/nie, i to bardzo szybko, a konsekwencje będą długotrwałe. Czy znaleźliście jakieś napięcie reprezentujące to w pracach artystów?

KG: W retoryce populistycznej nie ma miejsca na niuanse czy zmienianie zdania, wszystko jest czarne lub białe. Taka dualistyczna, manichejska wizja dobra i zła to zresztą jeden z wyznaczników populizmu w analizie dyskursu politycznego.

W świecie populizmu kategorię moralną trzeba przyłożyć do każdego wydarzenia, decyzji, osoby. To jest świat bez żadnych szarości. Dla mnie bardzo trudne jest to, że totalnie zdyskredytowane zostało nieposiadanie zdania. Jeżeli powiem, że nad czymś muszę się zastanowić albo po prostu nie wiem, będzie to oznaką słabości. Marzy mi się jakaś symboliczna partia polityczna, która na przykład nazywałaby się Nie Wiem i mogłaby w jakiś sposób dowartościować ludzi, którzy się zastanawiają (śmiech). Wydawałoby się, że zastanawianie się jest rzeczą dobrą.

SR: Należy też pamiętać, w jakim stopniu dominacja populistycznej narracji jest przedłużeniem myślenia postpolitycznego, dominującego w poprzedniej dekadzie. Polityki jako spektaklu politycznego, pop-polityki. Na naszej wystawie świetną tego ilustracją są Pokemony Moniki Szpener. Rzeźby Trumpa, Kaczyńskiego, Putina czy Merkel przerobionych na fikcyjne stwory (kieszonkowe potwory) o różnych mocach, jak w grze komputerowej. W czasach deficytu zaangażowania w sprawy społeczne zainteresowanie kwestiami politycznymi, tym co publiczne, sprowadza się już najczęściej do komentarzy zachowań, niefortunnych wypowiedzi graczy show politycznego. Z drugiej strony takie animalistyczne, nieco groteskowe przedstawienie silnych aktorów polityki zdejmuje z nich grozę mocy, a poprzez humor ratuje od ugrzęźnięcia w piekle społecznym.

Warto zarazem zastanowić się nad dzisiejszym językiem oporu. Wspominałem przed chwilą o deficycie zaangażowania. Oczywiście, grup protestujących, zwłaszcza wobec populistycznych rządów, mamy dziś więcej niż kiedykolwiek, ale trudno im dziś wykrzesać zaangażowanie bądź wiarę w zmiany czy „wkurw”, cechujący grupy Los Indignados czy Occupy Wall Street. Powtórka tej mocy jest dziś mało wyobrażalna. Jedynie incydentalnie, wobec jednej sprawy – jak przy czarnym marszu. U nas też znajduje on swoje ucieleśnienie w pracy Aleksandry Ska Jestem wkurwiona.

Z drugiej strony populizm ma tradycję długą, z tysiącami efekciarskich gestów i słów, i wypracowanym językiem propagandy, co świetnie pokazuje praca Katarzyny Górnej i Jakuba Majmurka Archeologia utopii, zestawiające podobieństwa „uwspólnotowienia” tłumu poprzez kino hollywoodzkie i radzieckie.

No i sama gra języka jest nie do przecenienia. Języka – głównego narzędzia populizmu, silniejszego chyba dziś niż obraz, do czego nawiązujemy, pokazując pracę Jarosława Kozłowskiego Wszystko buczy, oprócz tego, co bulgocze. Ćwiczenia z deklinacji.

Robicie tę wystawę w roku wyborczym, w którym rozmaite naciski, argumenty ze świata populizmu krążą wokół nas, zintensyfikowane przez te wszystkie programy czy też raczej podchody wyborcze. Co z takim tłem? Co będzie ona mówiła w kontekście kampanii wyborczej, nasilonych argumentów?

KG: Chcieliśmy, aby ta wystawa uciekała od publicystyki. Mam dosyć wystaw, które kiedy mówią o uchodźcach, to zawsze pojawia się masa kapoków, jeśli o Polsce – to wszystko jest biało-czerwone.
Naszym pomysłem było rozłożenie populizmu na czynniki pierwsze oraz próba dotarcia do źródeł tego języka. Populizmu trzeba się wystrzegać, ale trzeba się też od niego uczyć, bo może on być potężnym narzędziem zmieniania świata na lepsze, niesie możliwość ruszenia wielkiej siły społecznej.

A ty chodzisz na skróty? Używasz metody skip the line, żeby czegoś uniknąć?

KG: Dziś wszyscy musimy chodzić na skróty, wymaga od nas tego narzucane tempo.

SR: Niestety. Jedynym rozwiązaniem staje się znowu emigracja wewnętrzna albo wizja ucieczki do natury, a to sprawy nie załatwia. Zresztą ekonomia też szybko stara się przejąć i wytworzyć wokół tego modę. Zobacz, ile pojawiło się książek o naturze, wędrowaniu czy sposobach ucieczki. Ciekaw jestem, czy śnimy populistycznie?

Czyli jednak jest to o nieuchronności populizmu na co dzień?

KG: W pewnym sensie tak. To jest świat, w którym już żyjemy, a teraz postarajmy się go zrozumieć, a najlepiej wykorzystać.

SR: To smutne, ale nasze modernistyczne dążenia zostały całkowicie zwyciężone doraźnością. To nie jest nawet czas wielkich marzeń. Druga dekada XXI wieku zapisze się w historii prawdopodobnie jako niespecjalnie interesująca dominacja doraźnego populizmu.

KUBA GAWKOWSKI. Krytyk i kurator. Studiował na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie studiuje na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Publikował m.in. w „Krytyce Politycznej”, „Szumie”, „Political Critique” i na Artalk.cz.

STANISŁAW RUKSZA. Kurator wystaw, historyk sztuki, autor tekstów, wykładowca. Dyrektor TRAFO Trafostacji Sztuki w Szczecinie. W latach 2008–2017 dyrektor programowy CSW Kronika w Bytomiu. Wykłada na Akademii Sztuki w Szczecinie oraz na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. W 2014 roku został wybrany kuratorem roku w Polsce w rankingu magazynu „Obieg” i nominowany do nagrody „Gwarancje kultury 2015” w TVP Kultura w kategorii „sztuki wizualne”.

SKIP THE LINE! Populizm i obietnice współczesności
wystawa w ramach działań Biennale Warszawa, www
27.10–30.11
Warszawa, ul. Marszałkowska 34/50

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności