menu

Wiele żyć małych zwierzątek/Takie czasy

Wiele żyć małych zwierzątek

W tym sezonie wszyscy czytają o zwierzętach. Książki o milusińskich stworkach zaatakowały nas jak letnie burze i nic nie zapowiada końca tej nawałnicy. To dobrze – zwłaszcza dla mieszczuchów, którzy Pole Mokotowskie uważają za absolutny szczyt swoich potrzeb obcowania z naturą. Przynajmniej sobie poczytamy. Wydawnictwo Widnokrąg opublikowało niepozorną, acz przepiękną książkę autorstwa Anne Crausaz, „Remek marzyciel”, w której poznajemy parę ślimaczków płodzącą małego ślimaczka. Mały ślimaczek zastanawia się, kim może zostać w przyszłości – słoniem, może wilkiem czy truskawką – ale przecież trzeba być sobą, zatem ślimaczek pozostaje ślimakiem i od razu poznaje śliczną ślimaczycę. Prawdopodobnie w ten sposób autorka postanowiła dzieciom pokazać, że przykry determinizm dnia codziennego polega na tym, że wszystko jest cykliczne, a człowiek narodził się po to, by się rozmnażać. Przeraża mnie ta wizja i mimo ujmujących obrazków, nie polecam tej pozycji.

Znajdźmy sobie inne zwierzątka -w „Poszukiwaczach przygód” Tomasza Minkiewicza (wyd. Nasza Księgarnia) poznacie przeuroczą świnkę-herolda, która opowiada o przygodach trójki przyjaciół – wiewiórki, żubra i nietoperza, którzy (trochę nieświeża niespodzianka!) szukają magicznego pierścienia. W tym momencie możecie zastanowić się nad moją kondycją, bo przecież polecanie książek o zwierzakach szukających magicznych pierścieni to granda, ale w rzeczywistości większa część tej ślicznie zilustrowanej książki to zagadki w rodzaju „znajdź 10 zielonych jabłek” na bogato okraszonej rysunkiem planszy. Człowiek z roku na rok starszy i niby poważniejszy, a z zapałem godnym lepszej sprawy o północy szuka tych cholernych jabłuszek, zgubionych śrubek i diamencików. Świetna zabawa, zwłaszcza jak uda się wam wyrwać ją z rąk dziecięcych. Jeśli czytamy o zwierzętach to na wakacje musicie zabrać ze sobą „Wzgórze psów” (Świat Książki) Jakuba Żulczyka. Nawet nie chodzi o to, byście to przeczytali, ale z nowym Żulczykiem osoby aspirujące do zadzierzgiwania znajomości będą miały łatwiej, a jakbyście potrzebowali dociążyć coś czy przytrzymać drzwi to również jest to pozycja wręcz wymarzona do użycia w formie podręcznej cegły. Nie jest to też zła książka. Żulczyk pokazał, że wszyscy jesteśmy świniami. Ukazały się również „Wiersze zebrane” Stanisława Grochowiaka (wydawnictwo Warstwy), z którego twórczości może pamiętacie wiersz Płonąca żyrafa, w którym autor zamieścił słynny fragment: „I robić z mięsa I myśleć z mięsem / I w imię mięsa Na przekór mięsu / Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa / Szczególnie szczególnie w obronie mięsa” Wiersz znajdziecie też online, możliwe że z komentarzem: „Idealny wiersz dla wegetarian”. Wydawnictwo Marginesy stworzyło serię „Eko,” a w Znaku dostaniecie kolejne książki o życiu roślin i zwierząt autorstwa Petera Wohllebena. Nawet na II wojnę światową zaczynamy patrzyć z perspektywy zwierzęcej, póki co startujemy od niedźwiadka Wojtka i małżeństwa Żabinskich (Antonina Żabinska, „Ludzie i zwierzęta” – lektura niekonieczna acz ciekawa), ale kto wie co przyniosą najbliższe lata.

WOJTEK SZOT

 

Takie czasy

Gdzież widać lepiej czas niż w bibliotekach! Zróbcie krok poza regał z nowościami, poza multimedialne stanowisko bibliotekarki. Czujecie ten zapach? To zapach mijającego czasu, zakonserwowany w dawno niewyjmowanych z półek książkach. Oto jednak z nich, Zielone lato 1934.

Pisarka Helena Boguszewska i pisarz Jerzy Kornacki od roku są parą, postanawiają w świeżo zakupionym brulionie prowadzić wspólny dziennik, dokumentujący ich związek i pracę. Mamy rok 1934, Gocław jest podwarszawską wsią, a z Grochowa nie jedzie się „do centrum”, tylko „do miasta”. Nie jest to lektura na jedno posiedzenie i wypieki emocji na licu. Z drugiej strony rozpiętość tematów, które pojawiają się na 300 stronach! I każdy do przetrawienia, bo pomimo osiemdziesięciu lat, które minęły od „zielonego lata”, obraz polityczno-społecznego życia Polski jest nieprzyjemnie aktualny. Na przykład tak pisze Kornacki: „Z bliska zobaczone, ostatnio w wojsku, bezładne, nieskładne zbiorowisko Polaków, z ziem polskich i wschodnich. Rozmaite chłopaki. Nędza przeraźliwa, a w nędzy ferment. Młode mistycyzmy i młode konspiracje, z głowami w utopiach, z utopiami w programach. Ale żaden program nie zwołuje do budowy. Wszystkie albo szepczą, albo krzyczą o rozkładzie. Ona się rozkłada, ta nasza Polska, nasza magma polska – w każdym Polaku. To jest straszny widok! To jest podłe widowisko…”.

Porusza zawarty w pamiętniku obraz świeżego związku dwojga dojrzałych ludzi, wspólnoty zainteresowań, wspierania się w twórczości, poszukiwania razem tematów, ba, pisania powieści na cztery ręce! Fascynujące są też relacje ze spotkań grupy literackiej „Przedmieście”. Dyskusje, referaty, streszczenia książek, które jedni członkowie przygotowują dla drugich. System wspierania prześladowanych politycznie literatów poprzez umieszczanie ich na liście zleceniobiorców. Opis nowego, wspaniałego świata, który w 1934 wydaje się logiczną konsekwencją postępu. „Zandberg nawiązując do wizji przyszłych wieków, więc do elektrycznych robotów zamiast maszyn i do rakiet na Marsa, przypomniał wynalazek pana Przeradzkiego – zegar społeczny. Przemiany w przemyśle, w rolnictwie i tak dalej odbiorą ludzkości konieczność pracy. Zwykły dzień roboczy, dzisiaj ośmiogodzinny, zredukuje się do godziny, do kwadransa. Cóż więc pocznie człowiek z tak zwanym wolnym czasem? (…)Przypuśćmy, bije godzina piąta rano. Jednocześnie wszyscy na danej szerokości szczęśliwego globu wybiegają z pościeli i zaczyna się gimnastyka poranna. Potem inne rzeczy. I tak dalej, do południa, potem do zachodu, właściwie cały czas. W rozkładzie wspólnego zegara można stosować zmiany – dla różnych pór wieku, jako że co przystoi dorosłym, dojrzałym mężczyznom i kobietom, tego się nie godzi stosować niemowlętom. Ale niewzruszona pozostaje zasada –wspólny rozkład dnia, wspólny zegar społeczny – i tak już do końca ludzkości na tej ziemi”. Ach, biedne naiwniaki, godzinny dzień pracy – owszem. Ale dniówka też godzinna, a reszta zbędnego ludzkiego mięsa bez pracy, bo roboty radzą sobie rzeczywiście doskonale. Takie czasy, takie obyczaje, o czym donosi ze zgrozą wasza koleżanka z przyszłości, WRÓBEL OLGA.

Kurzojady, czyli Olga Wróbel i Wojciech Szot,

w każdym numerze NN6T recenzują lektury nowe i stare oraz zamieszczają fragmenty swojego bloga.

Więcej: kurzojady.blogspot.com

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności